niedziela, 3 listopada 2013

Popping the cherry

Zawsze myślałam, że pierwszy wpis powinien być o bieganiu – o tym jakie to dla mnie ważne, jak uratowało mi życie, wyleczyło z grzybicy, anemii i próchnicy zębów, a także o progresie i biciu rekordów. Mam 32 lata. Biegam od marnych kilku lat, ale nigdy nie byłam paralitykiem, zawsze byłam aktywna. Trzy razy przebiegłam maraton. Gdy odpowiadam na pytanie znajomych "ile to kilometrów", kolejne pytanie brzmi "po co". Heh, no właśnie. Właściwie to nie powinnam biegać. Rzeczywistość przedstawia się następująco – jestem pedagogiem szkolnym, kuratorem, korepetytorem, studentką, konkubiną i właścicielką psa. Nie mam czasu! Oprócz braku czasu cierpię również na brak więzadła krzyżowego przedniego w lewym kolanie (nie, nie zamierzam go rekonstruować), a więzadło w prawym jest tak rozciągnięte, że właściwie to dziwię się, że podczas biegania nie kopię się w czoło. Mam początki hallux rigidus w stawie prawej stopy. Szansa, że odpowiem twierdząco na kolejne pytanie zadawane przez znajomych ("wygrałaś maraton?") jest równa ZERU. Chciałabym złamać 3:30, ale mój autorski plan treningowy, który polega głównie na uzupełnianiu węglowodanów raczej mnie do tego wyniku nie doprowadzi. Dlaczego biegam? Biegam by zatrzymywać się przy każdej budce z goframi na trasie Gdańsk – Sopot bez strachu, że moja gargantuiczna dupa spowoduje zaćmienie słońca. Mam też inne powody, ale o tym innym razem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz