Każdy kto mnie trochę zna wie, że jednym z moich ulubionych zajęć
jest scroll down na "fejsiku" i permanentna inwigilacja fanpejdży wszystkich trenerek personalnych. Przeglądam fotki i marzę o tym by
mieć gluteus maximus jak Chicken Tuna, sześciopak jak Szostakowa i
plery jak Anka Rogowska. I zapierdzielać maratony jak Kaśka z Run
the World. Taka hybryda. Niestety moje intensywne "chcenie"
nie przetransformowało mnie do tej pory w żadną z nich i po części
obwiniam za to Internet. Wiadomo wszakże, i krzyczą o tym setki motywujących, fitnessowych zdjęć, że każda minuta na fejsbuniu to minuta bez
treningu i że za rok będę żałowała, że nie zaczęłam dzisiaj, tak jak do dzisiaj żałuję, że napyskowałam pani od tańców w
podstawówce i wyrzucili mnie z zespołu "Promyczek". Mimo,
że robiłam szpagat. I foczkę. Może dzisiaj byłabym jurorką w You Can Dance. Kto wie?
Czasami jednak Internet się przydaje i dzisiaj o tym ruszyłam ciało
pod wpływem wirtualnego wyzwania. Skoro ja się poruszyłam po listopadowym, nieplanowanym roztrenowaniu to i Wam się uda.
Czeleńdż polega na tym, że biegamy w parach – ta para, która
wybiega najmniej kilometrów przegrywa. Nie wiem jeszcze jakie są
konsekwencje przegranej, gdyż tego nie ustaliliśmy – pewnie
zawodnicy będą musieli się przyzwyczaić do ksywy "Ogóry"
albo "Smutne Wafle". Lub biegać w mało śmiesznych koszulkach.
Teraz przejdę do krótkiej, aczkolwiek bardzo wnikliwej i
analitycznej prezentacji uczestników starcia.
Para nr 1. Bułka i Wiciu
Bułka ma tyłek duuużo lepszy od mojego a Wiciu robi szpagat więc
mają duże predyspozycje do zgarnięcia nieustalonej jeszcze nagrody. Poza tym biegają dużo i
szybko. Zobaczymy czy są równie mocno zdeterminowani. Poza tym od
dłuższego czasu umawiają się na biegowe randki więc czeleńdż
był chyba pretekstem do zalegalizowania ich romansu. Bułka łapie herbatniki w locie i je z ręki więc bieganie z nią to mega fun.
Para nr 2. Budyń i Magda
Tyłek Budynia też jest niczego sobie a chłopak wbiega na metę na
tętnie 200. To jest to tętno przy którym wymiotuję i widzę
ciemność. Do tego Magda – solidna, bezkontuzyjna firma. Poważni
rywale. Budyń jest takim kochanym chłopakiem, że Magda może
truchtać pro forma. Jak będzie trzeba to pierdyknie 500 kilosów w
miesiąc i jest po nas.
Para nr 3. Ja i Maciek
Maciek jest ambitnym pomysłodawcą całego zamieszania. Nie wiem
dlaczego wybrał mnie, ale mu współczuję, bo pewnie przegra i
będzie musiał wystąpić w biegu ulicznym w koszulce z napisem
"Parówa roku" albo gorzej. No i ja. Królowa wymówek. Nie
muszę przedstawiać. Facjata także powszechnie znana więc obejdzie się bez zdjęcia.
Czeleńdż zadziałał i mimo, że od dwóch dni jestem bardzo
nieszczęśliwa, bo nie jem słodyczy (sama to sobie obiecałam -
głupio mi robić w konia samą siebie więc póki co się trzymam)
to poszłam biegać. Pyknęłam 14 kilosów i w planie mam dużo,
dużo więcej. Trzymajcie kciuki. Loff.