sobota, 23 sierpnia 2014

O przerzucaniu biegaczki techniką powietrznodesantową

Słyszeliście o "huśtawce emocjonalnej", technice wpływu społecznego? Już tłumaczę -  możemy wprowadzić osobnika w stan lęku za pomocą dowolnego bodźca by następnie NAGLE bodziec wywołujący lęk wycofać. To nagłe zniknięcie lęku wprowadza obiekt naszych manipulacji w stan bezrefleksyjności, zawieszenia pomiędzy emocjami, stan uległości na prośby i sugestie.
No dobrze, ale jak to zrobić? Można powiedzieć studentowi, że oblał najważniejszy na świecie egzamin, a po chwili dodać "Och, to jednak pomyłka, dostał Pan piątkę". Podobno skołowany student z miną bezmózgiego zombie zgodzi się po takim zabiegu na wszystko, nawet gdy poprosimy by został naszym niewolnikiem w czasie pieszej pielgrzymki do Częstochowy i niósł nam plecak i karimatę. Można też wyrzucić człowieka z samolotu by po minucie otworzyć mu spadochron.

"Umrzesz! 
.....
Hehe, żartowałem."


Stan bezrefleksyjności najwidoczniej jeszcze mnie nie opuścił, gdyż po raz n-ty próbuję uporządkować myśli i sformułować relację ze skoku.
Skąd się tam wzięłam? Żołnierze Jednostki Wojskowej Komandosów w Lublińcu zaprosili mnie do udziału w swoim zgrupowaniu, gdyż jednym z elementów szkolenia jest przerzucanie pasażerów niestandardowych techniką powietrznodesantową. Hmmm, skoczyć z L-410 Turboleta z wysokości 4000 metrów z drugim komandosem to łatwizna, ale wszystko może się lekko skomplikować, gdy balastem jest wierzgający, nieobyty osobnik, którego zachowanie w powietrzu odbiega od oczekiwanego. To się wszak zdarza i każdy komandos musi do perfekcji opanować skoki z cywilem. Po co? Choćby po to by najkrótszą drogą przetransportować specjalistę-cywila w miejsce, gdzie jest niezbędny. Tym osobnikiem miałam być ja.






Po krótkim przeszkoleniu, zapakowaniu w uprząż i wyposażeniu w gogle i czapeczkę - pilotkę weszliśmy na pokład Turboleta by wznieść się na wysokość 4000 metrów. Na wysokości 3000 metrów pojawiły się wątpliwości, czy aby na pewno chcę opuścić pokład najkrótszą drogą. Potem wątpliwości rozwiały się, gdyż zostałam przypięta do pilota tandemu tak mocno, że nawet gdybym chciała uciekać to musiałabym biec z komandosem na plecach. Ale chwilunia – GDZIE BIEC?! W tenże sposób odebrano mi prawo do decydowania o własnym życiu. 




W myślach opracowałam kilka opcji alternatywnych – mogę zaprzeć się w drzwiach na tzw. „pająka”, trzymać się mocno skrzydła i nie dać się odczepić, ewentualnie zwinąć w kulkę i rzucić na podłogę błagając o litość...Ale skok jest nagrywany więc kobieca próżność wygrała – wolę wyglądać uroczo i wyskoczyć z uśmiechem za milion dolarów. Mimo, że Google Maps pode mną nie zachęcają do uśmiechu.

No to się uśmiecham

A potem zatrzymuje mi się serce.

Potem serce się włącza ale nadal szukam w mózgu przycisku, który włączy oddychanie.

Żeby była jasność – nadal się uśmiecham. Nic innego nie przychodzi mi do głowy.



I nagle totalne rozluźnienie – czuje jak w ułamku sekundy napięcie opuszcza moje ciało. Robię głęboki wdech i od czubka głowy aż po palce stóp rozchodzi się euforia. Spadamy z prędkością ponad 200 km/h, odwaga wraca więc robię głupie miny a po minucie wolnego spadania otwiera się spadochron.







Teraz jest czas na to by zdjąć gogle i przez kolejne 4 minuty rozkoszować się widokiem i ciszą. Bo tam na niebie jest cicho.
Po udanym lądowaniu na dupsko bełkoczę: „Ja chcę jeszcze raz...”
I jeszcze raz
I jeszcze raz






W sumie oddałam trzy skoki w różnych warunkach pogodowych i przez dwa dni miałam okazję obserwować elitarnych komandosów w pracy. Ich profesjonalizm, skupienie, zaangażowanie, braterstwo, męstwo i odwagę. I może nie wypada tak mówić o specjalsach, ale są czuli i troskliwi. I robią najlepsze dowcipaski na świecie, gdy każą ci odpiąć pasy w samolocie tylko po to by chwilę później namówić pilota do zrobienia „górki” wprowadzającej pasażerów w stan nieważkości. HA, HA, HA. Bardzo śmieszne. Gacie pełne.

P.S
W chwili obecnej opracowuję pisemny wniosek do Dowództwa Wojsk Specjalnych o utworzenie etatu specjalnie dla mnie. „Cywil – balast”. Mogłabym dzięki temu skakać całymi dniami odgrywając różne scenariusze. „Wierzgająca tłumaczka”, „Fizyk jądrowy z lękiem wysokości”, „Pani doktor epidemiolog z chorobą lokomocyjną". Jestem otwarta na propozycje.








niedziela, 17 sierpnia 2014

MARATON - jak przebiec i przeżyć?

Czego boi się biegacz w przeddzień maratonu? Biegacz boi się, że:
    nie wyśpi się i zaśpi
    nie będzie wiedział w co się ubrać
    zapomni numeru startowego
    nie zrobi porządnej kupy o poranku w dniu biegu
    obetrze się do krwi na udach lub sutkach
    zabraknie mu energii i się zatrzyma
    podwinie mu się skarpetka i porobią pęcherze na stopach
    będzie bolało
    napotka ścianę



XX Maraton Solidarności przebiegłam w najlepszym towarzystwie na świecie. 




Nasz zespół liczył 3 osoby o niebanalnym poczuciu humoru, a na każdego członka teamu przypadały 2,33 kontuzje, 0,33 mózgowego porażenia dziecięcego i 1,6 więzadła krzyżowego. Założyliśmy bezpieczny wynik i opracowaliśmy plan biegu. Biec tak wolno by się nie popsuć, a jednocześnie wystarczająco szybko by nie wciągnęli nas siłą do smutnego autobusu z napisem "koniec biegu". No i plan był taki, że wygrywam w kategorii KOBIECE CZŁONKI NSZZ Solidarność.
I wiecie co? I wygrałam.


W związku z tym, jako niepokonana od 3 lat mistrzyni wśród żeńskich członków mam kilka dobrych rad:

W przeddzień maratonu odpoczywaj – nie angażuj się w zajęcia ekscytujące, rób rzeczy nudne. Nie sprzątaj mieszkania, nie myj okien, nie odwiedzaj "dawno nie widzianej rodziny" i nie oglądaj horrorów. Leż, oglądaj seriale i jedz makaron. Spróbuj wcześnie zasnąć. Jeśli nie możesz zasnąć wypij ziołową herbatkę

Zastosuj zasadę "NIC NOWEGO" - nie wprowadzaj ŻADNYCH zmian w diecie czy stroju (sprawdzone jedzenie, przetestowana koszulka, skarpetki i buty) Jeśli masz długie włosy uczesz się tak jak zwykle

Maraton podziel na etapy i rozstaw znajomych by dopingowali Cię w krytycznych momentach. Ja dzielę maraton na pierwszą dyszkę, połówkę i 30-ty kilometr. Po 35 kilometrze mój umysł opuszcza ciało i jest mi wszystko jedno – nie zauważyłabym nawet, gdyby dopingowała mnie sama Królowa Matka w lawendowym kapeluszu. Znajomi niech robią zdjęcia, podają Ci żele energetyczne i niech krzyczą, że Cię kochają i że jesteś najlepsza i najlepszy.




Spakuj przed snem rzeczy, które potrzebujesz w czasie biegu.

Pierwszą połowę maratonu biegnij POWOLI. Myślisz, że biegniesz powoli? Wydaje Ci się. Zwolnij. Bądź cierpliwy. Maraton to nie sprint przez dwupasmówkę. Nie wierzysz?
    Po 10 kilometrach byłam na 503 pozycji,
    Po półmetku zajmowałam 479 miejsce,
    Na 30-tym kilometrze byłam 401-wsza,
    Po 35 kilometrze – 330 - ta.
    Na metę wpadłam plasując się na 270 miejscu. Wniosek? 233 osoby biegły zbyt szybko :)



Trenuj finisz i ubierz się ładnie ;) 


Po biegu nie zatrzymuj się. Jeśli to możliwe pójdź na spacer zanim wsiądziesz a w autobus, samochód, tramwaj czy taksówkę. Weź lodowaty prysznic – masuj nogi zimnym strumieniem. Zmęczone i uszkodzone mięśnie potrzebują czasu na regenerację. Masaż sportowy omijam z daleka. Pomaga mi natomiast końska maść chłodząca i trzymanie nóg w górze. No i oglądanie zdjęć z biegu.



P.S Nie wyspałam się. Leszek zapomniał numeru. Łukasz przez cały poranek robił kupy za nas wszystkich – to cud, że się chłopak nie odwodnił! Plastry nie chciały trzymać się sutków. Podwinęła mi się skarpetka a nawet obie. Bolało. Ściany nie było.