piątek, 18 kwietnia 2014

Rower

Nie lubię jeździć na rowerze. To znaczy lubię ale...sama nie wiem. Rower wzbudza we mnie ambiwalentne uczucia. Taki LOVE- HATE relationship. Znowu zaserwuję historię z dzieciństwa, lecz tym razem bohaterką i sprawczynią traumy będzie moja rodzona Matka. 

To mroczne zdjęcie zrobiłam aparatem Smena  1991 roku. Nie pamiętam jak ma na imię Kolega na "Wigrach III"

Na rowerze nauczyłam się jeździć jako mała dziewczynka – było fajnie dopóki nie wyrosłam z "Reksia" i nie przesiadłam się na "Jubilata". "Jubilat" był z odzysku – tata polakierował go na atramentowy kolor, kupił osprzęt i miałam nawet plastykowe pedały kolorystycznie dopasowane do ramy. I naklejki z napisem ROMET. Do tego miałam zapas wentylków, gdyż wentylki lubiły się dziurawić i w rowerze nigdy nie było powietrza. Hell Yeah. Pimp my ride się chowa. I tu przechodzimy do historii właściwej – rower był ciężki i za każdym razem, gdy chciałam pojeździć musiałam prosić Mamę o wyniesienie go z piwnicy. Scenariusz był taki – Mama wynosi rower, wraca na drugie piętro, ja jeżdżę chwilę a potem rzucam rower byle gdzie, ponieważ na podwórku w latach 80 - tych i 90 - tych jest fajniej niż na Facebooku, jest MNÓSTWO rzeczy do zrobienia, więcej niż w Metinie 2, a rower przeszkadza. Mama, widząc porzucony rower, schodzi na podwórko, rower chowa do piwnicy i wraca na drugie piętro. I tu zaczyna się moja trauma. Domofon w czasach mojego dzieciństwa to rzecz rzadko spotykana więc krzyczę pod oknem "Maaaamooooooo". Mama jest zajęta i nie wygląda więc proszę o pomoc kolegów i po chwili wszyscy krzyczymy "Maaamooooo" Oczywiście wszystkie matki wyglądają z okien oprócz mojej. Napięcie rośnie. Po chwili jestem przekonana, że ktoś mi ukradł mój fantastycznie odpicowany rower więc zaczynamy go z kolegami szukać. Trwa to jakieś 5 minut bo nigdy nie należałam do osób cierpliwych – wracam do domu i na wszelki wypadek ryczę bardzo, bardzo głośno.
"Co się stało?" - pyta Mama.
"Uuuukraaadliii mi rower..." - zanoszę się histerycznym szlochem.
Napięcie rośnie i ja NAPRAWDĘ wierzę w to, że mi ten rower ukradli. Mama patrzy na mnie i mówi:
"Uspokój się, przestań ryczeć, rower jest schowany w piwnicy. Jak go będziesz zostawiała to następnym razem na pewno go ktoś ukradnie".
Scenariusz potarzał się regularnie i każdorazowo miał dokładnie ten sam przebieg - tak się uczyło dzieci odpowiedzialności i pilnowania swoich rzeczy. W moim przypadku przyniosło to odwrotny skutek – przestałam jeździć na rowerze. Awersja trwała 20 lat. Yhym – DWADZIEŚCIA lat nie jeździłam na rowerze i nawet zajęcia spinningu w klubie fitness omijałam szerokim łukiem.

Czas leczy rany.



Dzisiaj w ramach rehabilitacji jadę na wycieczkę rowerową. Zjem pewnie po drodze 8 gofrów z bitą śmietaną i zatrzymam się w każdej kawiarni, bo planuję jechać do Sopotu, ale to się nie będzie liczyło bo kalorie się liczą tylko wtedy jak się jedzie autem.

LOVE
- Rower jest fajny - można szybko dostać się z punktu A do punktu B przez punkty F, L,X
- Gdańsk ma super ścieżki rowerowe i coraz więcej parkingów
- Rower to doskonałe uzupełnienie biegowego treningu

HATE
Brak. Czasem boli dupsko, czasem się boję, że mi go ukradną. Jak dopuszczą mnie do triathlonu na miejskim rowerze z koszykiem to pierdyknę dystans olimpijski, a co!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz