poniedziałek, 5 maja 2014

Go hard or go home!

Pan Doktor patrzy na mnie i pyta czy boli.
"Nie wiem" – odpowiadam zgodnie z prawdą.
"Jak to nie wiesz" – pan Doktor patrzy jak na debila.
"Bo tak...niby boli...ale nie tak, że ała! Tylko tak, że mam ochotę tym paluchem pomachać jeszcze mocniej". Teraz to już w ogóle patrzy na mnie jak na idiotkę skretyniałą więc próbuję wybrnąć:
"Ja nie wiem...nie potrafię powiedzieć! Ja leczę zęby bez znieczulenia!" No tak...wszystko jasne...

Po kilku minutach smyrania, ugniatania, machania paluchem doszliśmy wreszcie do porozumienia. To nie ból tylko opór tkanek. Jak tym paluchem macham to stawiają opór – im więcej będę machała, tym większa szansa, że wygram to starcie. Ja jestem pacjentką ambitną, dwa razy mi powtarzać nie trzeba. Gdy dostałam zalecenie masować stopę piłeczką tenisową, rozmasowałam tak, że prawie spowodowałam stan zapalny. Teraz mam zakaz zbliżania się do piłeczki.

Pytam doktora czy mogę biegać.
"A możesz?"
"Próbowałam do Rossmanna"
"No to możesz"

No to biegnę.
Po dwóch miesiącach siedzenia na dupsku i okładania stopy lodem w legginsach wyglądam jak humbak wyrzucony na brzeg. Nie mogę znaleźć pulsometru. Chwilunia, czego ja właściwie potrzebuje do biegania? Skarpety, buty, gacie...Czy ja w ogóle zakładam gacie do biegania? Kurde, zakładam. Zegarek. Ipod. Kto widział mój Ipod?! Jak to było? Nie mam się w co ubrać. Już wiosna?! Przeleżałam zimę?! Czekam na satelitę. Nie łapie. Kurde, jak to nie ma sygnału? Prawa, lewa? Chryste nie pamiętam... 


Mój anestezjolog mówi, że średnie tętno, które uzyskałam w czasie biegu to nawet podczas spełnienia erotycznego CIUT za wiele.

1 komentarz: