czwartek, 3 kwietnia 2014

Z pamiętnika kontuzjowanej biegaczki.

Tydzień minął na elewacji i chłodzeniu - w lodówce trzymam ice-packi zamiast jedzenia. Jedzenie i tak trzymam blisko łóżka, żeby móc uzupełnić deficyty kaloryczne. Marcepanem.



Dzień pierwszy po zabiegu
Pamiętam niewiele. Wiem, że wymiotowałam bez wysiadania z auta w obecności osób trzecich i czwartych. Na środku ruchliwej ulicy w Gdańsku.

Dzień drugi/ piątek
Po zdjęciu opatrunku odkrywam, że obcięli mi moją własną stopę i przyszyli w jej miejsce marnej jakości serdel. Paracetamol z kodeiną popijam jak izotonik mając w głowie ostatnie zdanie mojego anestezjologa "Kochanie, pamiętaj – dawka krytyczna to 10 gramów a śmiertelna to 12". Bardzo dużo śpię. Właściwie to budzę się na kwadrans i śpię przez godzinę. Wzięłam prysznic w pozycji stojącej stopę owinąwszy workiem na śmieci. Spryciulka ze mnie.
Budzę się w nocy z bólu ale lód i paracetamol pomagają więc nie mogę narzekać.




Dzień trzeci/ sobota
Obejrzałam całego jutjuba. Nadal widzę serdel. Chyba zacznę zapisywać dawki paracetamolu.
Odwiedziły mnie koleżanki i posprzątały mi mieszkanie!

Dzień czwarty / niedziela
Pies Herman wyczuł, że jest posprzątane, dostał rozwolnienia i postanowił obsrać całą łazienkę. Musze zapamiętać, że w łazience nie powinnam niczego stawiać na podłodze.
Siedzenie w domu i niemożność poruszania się doprowadza mnie do histerii. W domu nikogo nie ma i histeria zda się na nic więc szybko się uspokajam.





Dzień piąty/ poniedziałek
Dzisiaj nie brałam leków przeciwbólowych! Obrzęk prawie zszedł i sprawdzam czy uda mi się wcisnąć girę w Emu. Nie udaje się.

Dzień szósty / wtorek
Wychodzę z domu! Poł godziny wymyślam stylizację - chce by skarpeta pasowała do obuwia. Hell yeah! Szaleństwo jakieś! Umiem zejść z czwartego piętra o kulach skacząc po dwa stopnie, co daje porządną dawkę adrenaliny. Wchodzenie o kulach po schodach jest bez sensu więc ich nie używam. Leków nie biorę. 




Dzień siódmy / środa
Dostaję but pooperacyjny w rozmiarze XXL. Nie ważne, to nie pokaz mody. Kule mnie wkurzają i ciągnę je za sobą jak starsze pani kije do nordica więc postanawiam ich nie używać. 
Zaczęłam rehabilitację! Mój fizjoterapeuta potrafi doprowadzić człowieka do płaczu jednym palcem. Znajdzie miejsce na łydce, jakiś flaczek głęboko pomiędzy mięśniami i tak się go uczepi, i będzie wciskał i miętosił, że mam ochotę kopnąć go w głowę. Rehabilitant głupi nie jest i tak sobie ustawia krzesełko, że jakby mi przyszło do głowy w głowę go kopnąć to na trasie "noga – głowa" postawił krzesełko właśnie. Więc nie kopię.


Wracam do życia. Będzie dobrze :)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz