wtorek, 7 stycznia 2014

O bieganiu w mieście



Bieganie po lesie wybitnie mnie nudzi i nigdy nie zrozumiem, co fajnego może być w hasaniu między drzewami. Nienawidzę monotonii, spokoju i ciszy. Lubię natomiast miasto. Światła, ruch, pociągi. Lubię mijać ludzi wracających z pracy wieczorem i takich, którzy wracają z imprez nad ranem. Lubię pozdrawiać innych biegaczy. I to wcale nie znaczy, że w wolnych chwilach inhaluję się spalinami z rur wydechowych autobusów. Może i jestem zwyrolem, ale uwierzcie mi - bieganie w mieście może być fajne, jeżeli przestrzega się kilku zasad.

Dlaczego lubię biegać w mieście?
  1. W mieście jest jasno – nie skręcisz kostki, nie złamiesz nogi.
  2. W mieście jest mnóstwo tras i scenariuszy – jak w planszowej RPG
  3. Mieszkam w mieście i tak jest najwygodniej – po prostu wychodzę z domu i rozpoczynam trening


Jak przetrwać w miejskiej dżungli? Przede wszystkim zadbaj o BEZPIECZEŃSTWO.

  • Bądź widoczny, noś odblaski, kolorowe ubrania.
  • Przycisz muzykę – dobrze jest słyszeć nadjeżdżające auto czy rowerzystę.
  • Biegając ulicami biegaj po prąd – jeszcze lepiej jest jest widzieć nadjeżdżające auto lub rowerzystę.
  • Unikaj ruchliwych ulic, by nie wdychać spalin i pustych ulic niebezpiecznych dzielnic, by nie narażać się na ataki lokalesów.
  • Jeśli martwisz się o stawy, staraj się biegać w parku. Jeżeli w Twoim mieście jakimś cudem nie ma parku, biegaj trawnikiem. Jeśli mieszkasz w mieście bez trawników, to szukaj wskazówek na innym blogu, bo mi już nic nie przychodzi do głowy.
  • Biegaj ze znajomymi.
  • Zabierz ze sobą kartę miejską, piątaka na bilet, telefon.




Oswój swoje miasto. To Twoja bieżnia. Twoja siłownia.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz