Bieganie po
lesie wybitnie mnie nudzi i nigdy nie zrozumiem, co fajnego może być
w hasaniu między drzewami. Nienawidzę monotonii, spokoju i ciszy.
Lubię natomiast miasto. Światła, ruch, pociągi. Lubię mijać
ludzi wracających z pracy wieczorem i takich, którzy wracają z imprez
nad ranem. Lubię pozdrawiać innych biegaczy. I to wcale nie znaczy,
że w wolnych chwilach inhaluję się spalinami z rur wydechowych
autobusów. Może i jestem zwyrolem, ale uwierzcie mi - bieganie w
mieście może być fajne, jeżeli przestrzega się kilku zasad.
Dlaczego
lubię biegać w mieście?
- W mieście jest jasno – nie skręcisz kostki, nie złamiesz nogi.
- W mieście jest mnóstwo tras i scenariuszy – jak w planszowej RPG
- Mieszkam w mieście i tak jest najwygodniej – po prostu wychodzę z domu i rozpoczynam trening
Jak
przetrwać w miejskiej dżungli? Przede wszystkim zadbaj o
BEZPIECZEŃSTWO.
- Bądź widoczny, noś odblaski, kolorowe ubrania.
- Przycisz muzykę – dobrze jest słyszeć nadjeżdżające auto czy rowerzystę.
- Biegając ulicami biegaj po prąd – jeszcze lepiej jest jest widzieć nadjeżdżające auto lub rowerzystę.
- Unikaj ruchliwych ulic, by nie wdychać spalin i pustych ulic niebezpiecznych dzielnic, by nie narażać się na ataki lokalesów.
- Jeśli martwisz się o stawy, staraj się biegać w parku. Jeżeli w Twoim mieście jakimś cudem nie ma parku, biegaj trawnikiem. Jeśli mieszkasz w mieście bez trawników, to szukaj wskazówek na innym blogu, bo mi już nic nie przychodzi do głowy.
- Biegaj ze znajomymi.
- Zabierz ze sobą kartę miejską, piątaka na bilet, telefon.
Oswój
swoje miasto. To Twoja bieżnia. Twoja siłownia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz