Zacznijmy od
tego, że gdybym była specjalistką od odchudzania to jako biegaczka
nie ważyłabym 60 kilogramów przy wzroście 168 cm. Mało tego!
Pamiętacie grudzień? Przebiegłam 352 kilometry. Starałam się
jeść zdrowo. Ile schudłam? PÓŁ KILOGRAMA. Następnego dnia było
już pól kilograma na plusie. Bitch please.
Lubię
dobrze zjeść, lubię gotować i nie lubię sobie odmawiać. Jadam
tyle, co 112-kilogramowy rugbista. Sprawdziłam. I tylko dlatego, ze
biegam mój tyłek nie spowodował jeszcze zaćmienia słońca (wiem,
powtarzam się z metaforami)
Lubię pisać
prosto i zwięźle więc poniżej ulubione dania.
Śniadanko:
Jak jestem
niegrzeczna to wychodzę bez śniadania i zawsze tego żałuję. Stąd
też pomysł na "rzygowinę" czyli płatki owsiane pod
każda postacią – z bananem, żurawiną, orzechami. Na mleku,
wodzie i w postaci omleta z jajkiem. Wstajesz rano, płatki do gara i
po kwadransie masz bazę dobrego śniadania. W niedzielę jajecznica.
Uwielbiam wszystkie owoce! Do tego półlitrowe latte z mlekiem
migdałowym – bez kawy nie przypominam człowieka.
Ulubione
drugie śniadania:
Wszystko, co
zrobi mi pani Hania w szkolnym bufecie czyli KANAPKI. Jeżeli mam
wenę to zabiorę z domu serek wiejski. W pracy dokarmiają mnie
uczniowie – kucharze. Ciasta, pizza, zapiekanki. Nie chcę im robić
przykrości więc jem wszystko, co przyniosą.
Obiadki:
Łosoś na
miliard sposobów, krewetki, wołowina, indyk, tuńczyk. Wszystko z
ryżem lub makaronem i warzywami. Obowiązuje zasada – szybko,
prosto i bez nadmiaru soli. Brokuły, szpinak, sałaty – musi być
kolorowo! Kocham zupy - kremy i sprzedam konkubenta za sushi.
Kolacje:
Zazwyczaj w
porze kolacji jestem po bieganiu więc uzupełniam węglowodany aż
zasnę – owoce, kanapeczki, coś słodkiego...i jeszcze raz coś
słodkiego.
Przekąski:
Kabanosy,
sery, owoce, słodycze (omomomom) Kawa na mieście, ciasteczko, lody.
POZA TYM..
- Bardzo dużo piję – minimum 3 litry wody, wody z izotonikiem, herbaty. Nie lubię słodkich napojów i soków. Nigdy nie piłam Lipton Ice Tea ani Mountain Dew.
- Nie doprowadzam do sytuacji, gdy jestem głodna – to zagraża mojemu zdrowiu i życiu innych. W związku z tym jem 4 – 5 razy dziennie.
- Opakowanie wedlowskiego ptasiego mleczka to JEDNA porcja. Podobnie jak opakowanie delicji.
- Nie dzielę się żelkami Haribo – to też jedna porcja, a właściwie pół.
- Jak czegoś nie lubię to nie zjem. Czego nie lubię? Wątróbki, flaków, wędlin nie przypominających mięsa, gazowanych/słodzonych napojów, MacDonalds, KFC, tłustych potraw, podrobów, klasyków w stylu "dewolaj i frytki", imieninowej sałatki z majonezem, chińskich zupek i tych obleśnych drożdżówek, co przypominają pizze. Fuj! I czipsów nie lubię.
- Mogłabym się żywic sushi do końca życia.
- Nie piję alkoholu!
W kolejnych
postach obiecuję DIY ze zdjęciami moich ulubionych dań.
Aha, jeszcze
jedno - jem tyle co ptaszek. Struś.
Świetny post!
OdpowiedzUsuńKanapeczki Pani Hani! Omg... Miłość do końca życia! Niech żałuje ten, kto nie jadł u Pani Hani! <3 :D
OdpowiedzUsuńGdzie Ci się to wszystko mieści?:)
OdpowiedzUsuńP.S Fotki wyglądają smakowicie!
Na przemianę materii bardzo dobre są śliwki. Można je stosować w postaci powideł https://www.herbapol.com.pl/produkt/powidla-sliwkowe bo łatwiej są przyswajalne ze względu na konsystencję.
OdpowiedzUsuń