Grudzień przebiegł pod hasłem prowokacji i zakładów. Jako, że jestem bardzo łatwym celem i można mnie namówić praktycznie do wszystkiego ("cooo?! ja nie dam rady?!) to założyłam się z kolegą, że przebiegnę 300 km. Przebiegłam 352 km i teraz cierpliwie czekam, aż znajdzie w sobie odwagę i jako przegrany wyczyści mi kozaki. Przy świadkach.
Co więcej? Zawstydziłam Chucka Norrisa robiąc trening w czasie, gdy Ksawery pustoszył okolicę.
I znowu dałam się sprowokować... W styczniu muszę wyprzedzić tego Pana. Lekko nie będzie bo skurczyflak lubi robić duże kilometraże. Będą krwiste pęcherze, otarte pachwiny i suty. Nie dam się!
A jutro jest styczeń i idę biegać.
Gratuluje wygranego zakładu, wynik robi wrażenie:)
OdpowiedzUsuńhej!
OdpowiedzUsuńNiby jak mam Ciebie dodać do ulubionych ?!?!
Ha! Nie mam pojęcia!
Usuń