Nie lubię jeździć na rowerze. To znaczy lubię ale...sama nie
wiem. Rower wzbudza we mnie ambiwalentne uczucia. Taki LOVE- HATE
relationship. Znowu zaserwuję historię z dzieciństwa, lecz tym
razem bohaterką i sprawczynią traumy będzie moja rodzona Matka.
![]() |
To mroczne zdjęcie zrobiłam aparatem Smena 1991 roku. Nie pamiętam jak ma na imię Kolega na "Wigrach III" |
Na rowerze nauczyłam się jeździć jako mała dziewczynka – było
fajnie dopóki nie wyrosłam z "Reksia" i nie przesiadłam
się na "Jubilata". "Jubilat" był z odzysku –
tata polakierował go na atramentowy kolor, kupił osprzęt i miałam
nawet plastykowe pedały kolorystycznie dopasowane do ramy. I
naklejki z napisem ROMET. Do tego miałam zapas wentylków, gdyż wentylki lubiły się dziurawić i w rowerze nigdy nie było powietrza. Hell Yeah. Pimp my ride się chowa. I tu
przechodzimy do historii właściwej – rower był ciężki i za
każdym razem, gdy chciałam pojeździć musiałam prosić Mamę o
wyniesienie go z piwnicy. Scenariusz był taki – Mama wynosi rower,
wraca na drugie piętro, ja jeżdżę chwilę a potem rzucam rower
byle gdzie, ponieważ na podwórku w latach 80 - tych i 90 - tych jest fajniej niż na
Facebooku, jest MNÓSTWO rzeczy do zrobienia, więcej niż w Metinie 2, a rower przeszkadza.
Mama, widząc porzucony rower, schodzi na podwórko, rower chowa do
piwnicy i wraca na drugie piętro. I tu zaczyna się moja trauma.
Domofon w czasach mojego dzieciństwa to rzecz rzadko spotykana więc
krzyczę pod oknem "Maaaamooooooo". Mama jest zajęta i
nie wygląda więc proszę o pomoc kolegów i po chwili wszyscy
krzyczymy "Maaamooooo" Oczywiście wszystkie matki
wyglądają z okien oprócz mojej. Napięcie rośnie. Po chwili
jestem przekonana, że ktoś mi ukradł mój fantastycznie odpicowany
rower więc zaczynamy go z kolegami szukać. Trwa to jakieś 5 minut
bo nigdy nie należałam do osób cierpliwych – wracam do domu i na
wszelki wypadek ryczę bardzo, bardzo głośno.
"Co się stało?" - pyta Mama.
"Uuuukraaadliii mi rower..." - zanoszę się histerycznym
szlochem.
Napięcie rośnie i ja NAPRAWDĘ wierzę w to, że mi ten rower
ukradli. Mama patrzy na mnie i mówi:
"Uspokój się, przestań ryczeć, rower jest schowany w
piwnicy. Jak go będziesz zostawiała to następnym razem na pewno go
ktoś ukradnie".
Scenariusz potarzał się regularnie i każdorazowo miał dokładnie
ten sam przebieg - tak się uczyło dzieci odpowiedzialności i
pilnowania swoich rzeczy. W moim przypadku przyniosło to odwrotny
skutek – przestałam jeździć na rowerze. Awersja trwała 20 lat.
Yhym – DWADZIEŚCIA lat nie jeździłam na rowerze i nawet zajęcia
spinningu w klubie fitness omijałam szerokim łukiem.
Czas leczy rany.
Dzisiaj w ramach rehabilitacji jadę na wycieczkę rowerową. Zjem
pewnie po drodze 8 gofrów z bitą śmietaną i zatrzymam się w
każdej kawiarni, bo planuję jechać do Sopotu, ale to się nie
będzie liczyło bo kalorie się liczą tylko wtedy jak się jedzie
autem.
LOVE
- Rower jest fajny - można szybko dostać się z punktu A do punktu B przez punkty F, L,X
- Gdańsk ma super ścieżki rowerowe i coraz więcej parkingów
- Rower to doskonałe uzupełnienie biegowego treningu
HATE
Brak. Czasem boli dupsko, czasem się boję, że mi go ukradną. Jak dopuszczą mnie do triathlonu na miejskim rowerze z koszykiem to pierdyknę dystans olimpijski, a co!
LOVE
- Rower jest fajny - można szybko dostać się z punktu A do punktu B przez punkty F, L,X
- Gdańsk ma super ścieżki rowerowe i coraz więcej parkingów
- Rower to doskonałe uzupełnienie biegowego treningu
HATE
Brak. Czasem boli dupsko, czasem się boję, że mi go ukradną. Jak dopuszczą mnie do triathlonu na miejskim rowerze z koszykiem to pierdyknę dystans olimpijski, a co!